Pielęgniarki podkreślają, że zwolnienia lekarskie nie są formą protestu. - Część z nas choruje i nie mamy na to wpływu - mówi Magdalena Radwańska-Frydrych, zastępca przewodniczącej związku zawodowego pielęgniarek i położnych w krośnieńskim szpitalu. - Dziś są takie czasy, że każdy dba o swoje zdrowie, my jesteśmy coraz starsze i różne rzeczy nam się też przyplątują - dodaje.
Część białego personelu krośnieńskiego szpitala uważa, że została pokrzywdzona przez dyrekcję. Magdalena Radwańska-Frydrych przekazuje, że pielęgniarki oczekują wypełnienia przez pracodawcę ustawowego obowiązku, który podnosi płace minimalne w ochronie zdrowia.
Chodzi o podwyżki dla pielęgniarek, które mają tytuł magistra i specjalizacje. Zgodnie z zapisami, taki pracownik powinien zarabiać minimum 7 330 zł.
W Krośnie tak się nie stało. Leszek Kwaśniewski, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Podkarpackiego w Krośnie, tłumaczył, że wynika to z interpretacji przepisów. Zaznacza, że jeśli pracownicy się z nią nie zgadzają mogą skierować sprawę do sądu, który rozwieje wątpliwości.
Czytaj też: Patowa sytuacja w krośnieńskim szpitalu. Część pielęgniarek oczekuje większych podwyżek
Dyrektor Kwaśniewski podkreśla, że chce jak najszybciej rozwiązać problem w szpitalu. Od trzech tygodni trwają negocjacje ze związkami zawodowymi. Przyznaje, że od tego czasu nie wykonywane są planowe zabiegi na bloku operacyjnym. - Ma to związek z dużą absencją pracowniczą - mówi. Wylicza, że w poniedziałek (12 września) nie było w pracy 31 osób – w tym 21 pielęgniarek z bloku operacyjnego i oddziału anestezjologii.
Szef krośnieńskiej lecznicy ma nadzieję, że w niedługim czasie uda się wznowić przyjęcia. - Ale na chwilę obecną nie udało mi się z personelem pielęgniarskim osiągnąć konsensusu - mówi.
Zapewnia, że ręka dyrekcji jest wyciągnięta. - W ubiegłym tygodniu zaproponowałem wzrost wynagrodzenia dla pielęgniarek, które mają wyższe wykształcenie magisterskie i specjalizacje o 500 zł - mówi Leszek Kwaśniewski.
Dodaje, że podstawa, od której obliczane są pochodne wynosiłaby 6 276 zł.
Leszek Kwaśniewski zaznacza, że zdecydował się na ten krok, pomimo tego, że pieniędzy na podwyżki nie ma. Wylicza, że w budżecie szpitala brakowałoby ok. 50 tys. zł miesięcznie. Dodaje, że w przypadku, gdyby chciał spełnić roszczenia pielęgniarek – podwyżka do 7 330 zł – brakowałoby 400 tys. zł.
Dyrektor Kwaśniewski zaproponował też pielęgniarkom wypracowanie stanowiska dotyczącego kolejnych podwyżek, gdy szpital otrzyma dodatkowe pieniądze.
- Propozycja nie została zaakceptowana przez pielęgniarki - mówi szef krośnieńskiej lecznicy.
Oznacza to, że szpital nadal nie jest w stanie w pełni zabezpieczyć obsady pielęgniarskiej na bloku operacyjnym. Z dziesięciu sal w piątek (9 września) pracowały 4, natomiast w poniedziałek (12 września) – 2.
W związku z tym do odwołania wstrzymane zostały zabiegi planowe w szpitalu. Przyjmowane są tylko przypadki nagłe i zagrażające życiu.
Dyrektor krośnieńskiego szpitala apeluje do pielęgniarek, by wróciły do pracy. - Zwróciliśmy się z propozycją podwyżek i chcemy wydać pieniądze, których nie mam - mówi Leszek Kwaśniewski. - Liczę, że zgodnie z zapowiedziami ministerstwa zdrowia w ostatnim kwartale zostaną przesunięte pieniądze dla szpitali, które znajdują się w takiej sytuacji jak nasz.
- Znam co najmniej 10 szpitali na Podkarpaciu, które zastosowały podobny sposób przeliczenia wynagrodzeń, i w nich panuje spokój - mówi Leszek Kwaśniewski.
Pielęgniarki wskazują, że w innych szpitalach obowiązek ustawowy został w pełni zaakceptowany przez dyrektorów.
- Tak zrobił Sanok, Brzozów, Rzeszów i co warto dodać, większość szpitali marszałkowskich - mówi Magdalena Radwańska-Frydrych. - My czujemy się pokrzywdzone stanowiskiem dyrekcji i mamy nadzieję, że sprawa odgórnie zostanie załatwiona.
Autor: Tomasz Jefimow
Zdjęcia: Tomasz Jefimow