W październiku 2023 – razem z wyborami do Sejmu i Senatu – odbyło się referendum, w którym Polacy mieli określić się co do „wyprzedaży” polskiego majątku, podniesieniu wieku emerytalnego, likwidacji bariery na wschodniej granicy i przyjmowaniu imigrantów.
Taka operacja to zawsze koszty, ale politycy PiS wpadli na pomysł, że jeżeli pytania zada się razem z głosowaniem do parlamentu, to będzie taniej. Mówili, że są w stanie „zjechać” do 3-4 mln zł.
Drogie głosowanie
Okazuje się jednak, że tanio nie było. Wybory do Sejmu i Senatu w 2023 roku były najdroższe ze wszystkich wyborów powszechnych od 2005 roku. Oraz dwa razy droższe niż wybory 4 lata wcześniej.
Państwowa Komisja wyborcza właśnie podała, że na przeprowadzenie głosowania wydano aż 355 842 080 zł. A to rachunek tylko za wybranie posłów i senatorów. Trzeba jeszcze doliczyć 10 786 095 zł, które pochłonęło referendum.
Szczegółowy raport znajduje się w tym miejscu.
Blisko połowa (46 proc.) wydatków stanowiły diety dla członków obwodowych komisji wyborczych. Poszło na to 163,9 mln zł. Mężowie zaufania otrzymali 9,5 mln zł, a 15 mln zł to wynagrodzenie urzędników wyborczych.
Trzeba jeszcze wspomnieć o 83 mln zł na działalność obwodowych komisji wyborczych i 18,5 mln zł na zorganizowanie lokali w nowych obwodach głosowania. Tylko druk kart do głosowania w wyborach i referendum kosztował 27 mln zł.
Frekwencja w referendum 15 października wyniosła 40,91 proc. Wynik jest zatem niewiążący.