Przemysław Piotr Kłosowicz ukończył pedagogikę społeczno–opiekuńczą na Uniwersytecie Jagiellońskim, mieszka i pracuje w Krakowie. Ma porażenie mózgowe i adoptowanego ze schroniska kota, choć uważa, że ten drugi fakt ma na jego życie większy wpływ.
Krosno112.pl: Skąd pomysł na książkę? Co skłoniło Pana do napisania "Zdobywców oddechu"?
Przemysław Piotr Kłosowicz: Mnogość myśli i odczuć. Jestem niskim mężczyzną, nie ma we mnie wiele miejsca na magazynowanie. Chciałem się tego wszystkiego pozbyć. Jestem typem obserwatora. Przeżywam losy swoich przyjaciół, a i w moim życiu nie brak zwrotów akcji. Przelewanie słów na papier uwalnia głowę. Chciałem opisać myśli ludzi mijanych nieświadomie w przestrzeni publicznej. Moi bohaterowie jadą jednym autobusem, nie wiedząc o swoim istnieniu. Udowodniłem tą książką, że każdy z nas, to gotowy materiał na bohatera powieści. Wszyscy jesteśmy pasjonujący, nawet jeśli zakupy robimy w osiedlowym markecie i co rano żywimy się pasztetem złożonym głównie z mięsa oddzielanego mechanicznie.
K112: Ile czasu zajęło Panu napisanie książki?
P.P.K.: „Zdobywców oddechu” pisałem kilka lat. Nie byłem przekonany, czy książka trafi do druku, więc pisałem ją z dużymi przerwami, siadając do klawiatury ot tak, dla zabicia czasu. Teraz, gdy debiut mam już za sobą, sprawy nabrały tempa. Wydawnictwo dopytuje o kolejny tekst, co tak naprawdę sprzyja jego powstawaniu, bo mam większą motywację do pracy.
K112.pl: Jakie emocje towarzyszyły Panu w trakcie wydawania książki? Pojawiały się chwile zawahania?
P.P.K.: Książka porusza trudne tematy: mamy tu zespół Downa, homoseksualizm i zmagania z depresją. Do tego dochodzi bardzo specyficzny język, jakim została napisana. Oczywiście obawiałem się, czy ludzie zrozumieją mój zamysł. Znajomi radzili, bym wydał ją pod pseudonimem, ale nie widziałem w tym sensu. To, że poruszane w książce tematy nie należą do najlżejszych, nie oznacza, że pisząc o nich należy się tego wstydzić i kryć. Wydanie książki, to spełnienie jednego z marzeń. Mam w pokoju oprawiony w ramę plakat promujący moją powieść. Po pierwsze dlatego, że od lat uwielbiam prace Renaty Loj Lookarna, która przygotowała ilustrację na okładkę. Jest to jedna z wielu reprodukcji jej grafik zdobiących moje mieszkanie. Po drugie (i nie ma co ukrywać – najważniejsze) czerpię swoisty rodzaj siły z przypominania sobie o swoim debiucie. Każdy ma czasem gorszy dzień. Ja także miewam. Mówię sobie jednak wówczas: „Ejże, dlaczego tak przejmujesz się pracą?! Debiutowałeś podczas Krakowskich Targów Książki! Podołasz i tym razem!”. Może i wyglądam, jak gdybym puchnął z dumy, ale zaniepokojonych czytelników możemy uspokoić - to tylko nadwaga. Nie puszę się i nie snobuję na wielkiego pisarza, po prostu jestem żywym dowodem na to, że podążanie własną drogą się opłaca. Wydaniu książki towarzyszyły wielkie emocje. Po latach podziwiania prac Renaty, odważyłem się poprosić tę wówczas zupełnie obcą osobę o stworzenie okładki. Teatr Nowy Proxima, bardzo ważne miejsce na kulturalnej mapie Krakowa, po raz pierwszy w historii zgodził się patronować powieści. Uzyskaliśmy także patronat m.in. niezależnego Teatru74, czy Off Radia Kraków. To wszystko ma dla mnie ogromne znaczenie i składa się na sukces książki.
K112.pl: Jak czytelnicy odebrali "Zdobywców oddechów"?
P.P.K.: Do tej pory ukazało się kilkadziesiąt recenzji. Z większością można zapoznać się za pośrednictwem mojej strony internetowej, lub w popularnym portalu Lubimy Czytać. Książka cieszy się sporym powodzeniem zwłaszcza w blogosferze. Bardzo zaskoczył mnie pozytywny odzew. Powieść uchodzi za trudną, ale ciekawą i napisaną w bardzo interesujący, specyficzny sposób. Wielka to dla mnie radość! Ostatnio Sylwia Chutnik, laureatka Paszportu Polityki, trzykrotnie nominowana do nagrody Nike, polecała moją książkę w swoim programie. Ogromne wyróżnienie! Cieszy mnie także fakt, że sporo ludzi zjawia się na spotkaniach autorskich. Byłem niedawno gościem Warszawskich Targów Książki i miałem okazję porozmawiać z czytelnikami. Dostaję także maile od osób cierpiących na depresję, lub wychowujących dziecko z zespołem Downa. Wzruszam się wtedy i wiem, że praca nad tą powieścią miała sens.
K112.pl: Czy krytyka jest dla Pana ważna?
P.P.K.: Bardzo! Bez krytyki nie rozwijałbym się jako autor. Zwracano mi uwagę, że w książce jest za mało dialogów i niewiele akcji. To oczywiście była świadoma decyzja, taki koncept. Książka miała ukazywać to, co ludzie kryją w głowach, myśli bohaterów. Składa się więc głównie z monologów wewnętrznych. Niemniej jednak już teraz wiem, że w kolejnej powieści rozmów między bohaterami będzie znacznie więcej, by książka była przyjemniejsza w odbiorze. To dla mnie ważna lekcja.
K112.pl: Czy bohaterowie to postacie stworzone przez wyobraźnię, czy może jednak mają swoich odpowiedników w prawdziwym świecie?
P.P.K.: Kojarzą Państwo z podstawówki, z lekcji plastyki, ten moment, gdy po czterdziestu pięciu minutach można było kilka ludków ulepionych z plasteliny zmieszać razem w jedną, szaroburą kulę, którą bawiło się potem pod ławką do końca dnia? To właśnie mój przykładowy bohater, zlepek wielu postaci, podpatrzonych zdarzeń, podsłuchanych w tramwaju zdań. Część z nich ma swój krwisto – kościsty, realny pierwowzór, ale bez nazwisk, bez nazwisk!
K112.pl: Ile czasu poświęca Pan pisaniu?
P.P.K.: I to jest mój problem! Nie umiem się zmusić do pisania. Poświęcam mu maksymalnie dwie godziny tygodniowo, chyba, że otrzymam jakieś zlecenie i mam konkretny termin odesłania tekstu. Dla jednego z portali przeprowadzam od niedawna raz w miesiącu rozmowę, w ramach autorskiego cyklu wywiadów „Działalność wywiadowcza”. To też pisanie, więc nie jestem w tym zakresie aż takim nierobem, jak mogłoby się wydawać po moim wcześniejszym wyznaniu.
K112.pl: W pewnym wywiadzie czytałam, że zamierza Pan wydać kolejną książkę. Zdradzi Pan więcej informacji na jej temat?
P.P.K.: Książka roboczo nosi tytuł „Sajko”, bo dotyczy ludzi z problemami psychicznymi. Od postawienia w „Zdobywcach oddechu” ostatniej kropki minęło już sporo czasu, uznałem więc, że tamtych bohaterów mam już za sobą i mogę się zabrać za coś nowego. Mam lekkie pióro, ale temat jest ciężki. Wierzę, że to się w naturalny sposób zrównoważy.
K112.pl: Jakieś hobby poza pisaniem?
P.P.K.: Kino! Potrafię przesiedzieć osiem godzin w kinie. Chłonę to, co widzę, filmy inspirują mnie bardzo. Z reguły nie chadzam na dramaty, czy obyczajówki, jak mogłoby się błędnie wydawać ze względu na gatunek literacki, w którym tworzę. Wolę science fiction i thrillery. Za to unikam jak ognia horrorów, bo potem boję się iść w nocy do łazienki, a podobno wstrzymywanie moczu szkodzi. Szkoda zdrowia.
K112.pl: Wiemy, że pochodzi Pan z naszych bliskich okolic, Gminy Jedlicze. Czy trudno było się wybić w tym wielkim świecie literackim?
P.P.K.: Wysłałem swój tekst na konkurs Literacki debiut roku i choć moja książka nie dotarła do finału, jeden z członków komisji zwrócił na nią uwagę i polecił wydawcy. Co ciekawe, w efekcie wysyłania maszynopisów odezwało się kilku wydawców, ale ostatecznie przekonało mnie do siebie Novae Res. Nic nie przychodzi samo. „Wybijanie się” jest tak naprawdę ciężką pracą wielu osób. Wspierają mnie pracownicy wydawnictwa, mam też menadżerkę – Ewę Lis, która tworzy strategie marketingowe oraz projekty graficzne na potrzeby podejmowanych działań, zajmuje się oficjalną stroną i social mediami. Z żalem przyznaję, że dotychczas wsparcie lokalnych mediów jest znikome. Otrzymywaliśmy wiadomości, że materiał o książce nie ukaże się np. dlatego, że jej akcja dzieje się w Krakowie, a nie w Krośnie. Żartowaliśmy między sobą, że ciekawe czy Lem też miał problemy z promocją, ze względu na umiejscowienie akcji książki. Powieścią zainteresował się za to lokalny odział TVP. Miałem okazję gościć w programie „Miejsce do czytania”. Czasem bywam na dużych eventach literackich, takich jak warszawskie, czy krakowskie Targi Książki, co jakiś czas odbywają się też spotkania autorskie. Takie wydarzenia popularyzują moją powieść, co daje możliwość trafienia do szerszego grona czytelników.
K112.pl: Jakieś rady dla początkujących pisarzy?
P.P.K.: Należy po prostu pisać i dzielić się swoją twórczością z innymi. Odbiorcy prozy, czy poezji mogą wesprzeć radą, ukierunkować. Jeśli napisałeś coś, z czego jesteś zadowolony, dziel się tym! Wydawca sam do Ciebie nie trafi, musisz dać mu możliwość zapoznania się z twoimi dokonaniami.
K112.pl: Wiemy, że kompozytor Sebastian Piotr Krawczuk zrealizował projekt muzyczny w oparciu o fragmenty Pana książki. Co może nam Pan powiedzieć na temat współpracy?
P.P.K.: To jedna z największych przygód związanych z wydaniem powieści! Sebastian sam zwrócił się do mnie z tą propozycją. Sprawdziłem w sieci jego dokonania i oniemiałem. To bardzo zdolny, ceniony artysta, współpracujący z różnymi twórcami z całego świata. Jest kompozytorem oraz lektorem, więc sam stworzył muzykę, na tle której odczytuje fragmenty mojej powieści. Zależało nam na tym, by ludzie mogli poznać ten niezwykły projekt, postanowiliśmy więc nagrania wrzucić do sieci, gdzie można słuchać ich nieodpłatnie. Zainteresowanych mogę odesłać między innymi na moją stronę. Jeśli fragmenty tekstu przypadną Wam do gustu, zachęcam do przeczytania całości, wiadomo! KLIKNIJ, aby przejść na stronę autora.
K112.pl: Dziękujemy za rozmowę! Powodzeniaw kolejnych twórczych projektach!
red., Natalia Paradysz, fot. archiwum autora