Powietrze zrobiło się rześkie, zapachniało świerkiem i zamarzyły się gwiazdy z nieba!
Taka beztroska dziecięcej radości nadchodzących świąt.
Trzy centymetry śniegu przykryły szarość dnia i od razu moja koleżanka poszła w kąt.
Krajobraz za oknem przypomniał mi, że zawsze o tej porze zaczyna mnie brać nieokiełznana miłość do wszystkiego, a ja chowam w zakamarkach domu prezenty, planuję potrawy, zastanawia się gdzie i komu przesłać życzenia, a kogo uściskać z całą serdecznością…
No i porządki, robię je od zawsze, chociaż teraz skupiłam się na tych w sobie, rachunek sumienia stał się ważniejszy, niż wybłyszczone szkło za szklaną witryną.
Ponury poranek zmienił się w romantyczne popołudnie, gdy nagle uświadomiłam sobie, że kolejny dzień, roboczy, zasypane drogi, nieodśnieżone chodniki, grymas niechęci i jazda po lodzie, czają się już za rogiem nocy.
A wszystko przez to, że pada biały puch z nieba!
Brrr…
Odpaliłam komputer, zalogowałam się w płatkach gęsto sypiących ze stron znajomych i jeszcze niepoznanych, i moje przeczucie zmieniło się w pewność:
- Jutro czeka mnie przekleństwo śniegu!
Na szczęście logika zawładnęła umysłem i zatrzymała się nad dalszym potokiem niewybrednym, nad ulotnymi jak wiatr słowami… człowieku nie dogodzi Ci nawet myślami!
Dzisiaj martwię się trochę, tym lodem co jutro ma na drodze leżeć, łyżwami daleko nie zajadę, ale co tam, przecież niedługo święta i rodzinna radość przed nami, lepiej znowu schowam jakiś prezent i zajmę się własnymi porządkami :)
asp. Urszula Rędziniak