Wybaczcie, że nie podam wam mojego imienia, ale nie ono jest w tej opowieści najważniejsze. Podobnie jak nie to, że mam ponad czterdzieści lat, za dnia pracuję w biurze, a wieczorami lubię oglądać kino niezależne. Moja postać jest symbolem, a jedyne co się liczy, to depresja, z którą zmagam się od kilku lat. Wszyscy o niej słyszeliśmy, ale w odróżnieniu od mnóstwa innych chorób, gdy dowiadujemy się, że ktoś na nią cierpi, zazwyczaj ucinamy temat. - To osobista sprawa – rozgrzeszamy samych siebie, jakby czyjś kaszel, operacja wyrostka lub gips na nodze należały do ogółu społeczeństwa, bo w ich przypadku z pytaniami i troską o pacjentów nie mamy oporów. Nie wrzucamy też na swojego Facebooka zdjęć z oddziałów psychiatrycznych, choć znajdują się one w tych samych szpitalach co laryngologia lub chirurgia.
Depresja to podstępna bestia
Moja depresja ma różne okresy nasilenia – od takich, gdy ubieram niewidzialną maskę z przyszytym uśmiechem i wychodzę do pracy, w której zresztą radzę sobie wtedy całkiem nieźle, po takie kiedy nawet kolejny oddech jest dla mnie wyzwaniem.
Nazywam depresję chorobą samotności, bo odcięła mnie od innych ludzi. Rodzinie i tak nigdy nie opowiadałem o swoim życiu, ale były obok mnie osoby, które mogły mnie lepiej poznać. Straciłem je wszystkie, jednak wytłumaczenie mechanizmu tej utraty wymagałoby napisania książki.
W każdym razie poznajesz mnie, gdy poza kolegami z pracy nie mam właściwie nikogo. Poza nimi i kilkumiesięczną adoptowaną kotką Julką. Wprawdzie słyszałem wcześniej o terapeutycznej mocy kotów, ale Julki z pewnością nie przygarnąłem pod dach w charakterze leku. O tym, że zamieszkaliśmy razem, zdecydował los. Od dłuższego czasu czułem się zresztą wówczas stabilnie i zaczynałem wierzyć, że dzięki leczeniu i terapii nareszcie wychodzę na prostą.
Ale depresja to podstępna bestia – znajduje sobie mikro-pęknięcia w mojej psychice, wnika w nie i czeka. Czeka, żeby jak zamarzająca w zimie woda rozsadzić nieszczelną konstrukcję. Następnie zamienia się w dusiciela, który okręca się wokół mojej szyi i niczym wąż boa ściska za gardło coraz mocniej.
Wtedy przychodzą najtrudniejsze dni choroby. Polegają one na tym, że nawet jeśli na krystalicznie czystym niebie świeci piękne słońce, dla mnie i tak przesłaniają je burzowe chmury, a wszelka nadzieja spływa wraz z deszczem do rynsztoka.
Wyrwy w życiorysie
Zanim pojawiła się Julka, takie dni spędzałem w łóżku. Jeśli pomyśleliście właśnie, że takiemu to dobrze, bo trochę sobie poleży, użalając się nad sobą, to jesteście w straszliwym błędzie. Co gorsze, w błędzie, który sprawia, że chorzy kamuflują depresję wszelkimi wymówkami – a to praca, a to przesilenie wiosenne lub zimowe. Czasami trwa to na tyle długo, że nagle znikają. Osobom, które ich znały, zostaje szok i niekończący się ciąg znaków zapytania.
Ja również często o tym myślałem. Bo gdy leżysz przez cały dzień i ledwie się ruszasz, bo czujesz ciężar, jakby budowalny żuraw upuścił na ciebie betonową płytę, gdy na zmianę wlepiasz wzrok w pustkę ściany i wylewasz łzy w poduszkę, gdy ściskasz w dłoni telefon, wierząc, że ktoś napisze (ale nie napisze, bo przecież straciłeś bliskie ci osoby), gdy nie masz sił jeść ani pójść pod prysznic i gdy nie możesz czytać, oglądać, słuchać muzyki lub zrobić czegokolwiek, co choć na chwilę uwolniłoby cię z tej katatonii, to choćbyś miał wytrzymałość z granitu i tak zaczniesz się zastanawiać, w jaki sposób i gdzie to zrobić oraz jak szybko ludzie zapomną o tym, że istniałeś.
Natomiast żeby zasnąć, najczęściej zażywasz tabletki, lecz dawka, która działa, powoduje rano otępienie i ból głowy. Do południa snujesz się więc po mieszkaniu, chwytasz się najprostszych zajęć, ale szybko odpuszczasz. - Jesteś kompletnie do niczego – myślisz sobie, a następnie lądujesz w łóżku.
W takim stanie możesz tkwić przez kilka dni. W twoim życiorysie pojawia się wyrwa. Jedna, druga, dziesiąta.
To jak, nadal chcecie się zamienić?
Odejdź, przecież widzisz, że nie mam sił
Z Julką pod dachem, te najczarniejsze dni wyglądają inaczej. Rozpoczynają się grubo przed świtem, od pacnięcia łapką w głowę. Kicia chce jeść. Gdyby chodziło o mój głód, nie znalazłbym w sobie sił, aby wstać. Dla niej znajduję. Karmię ją i wracam do łóżka.
Dwie godziny później czuję kolejne pacnięcie. Tym razem nie chodzi o jedzenie, ale o zabawę. Julka kocha gonitwy i wspinaczki po mieszkaniu. Sesja intensywnego ruchu zajmuje nam z reguły kwadrans, potem mała je, znowu chwilę pędzi, a na koniec pada zmęczona. Tylko że dzisiaj czuję się jak rozgotowana klucha i ani mi w głowie harce z kotką. Udaję więc, że śpię. Ale ona jest uparta. Jeśli pacnięcia nie skutkują, kotka wysuwa lekko pazurki i przeciąga łapką po policzku. To ostrzeżenie. Chwilę potem jestem już pod prysznicem, który rozbudza mnie i łagodzi ból głowy. Zaczynamy biegać.
Jeśli są wśród was osoby, które pamiętają, jak odpalało się w zimie malucha, to tak wygląda mój start w kolejny dzień. Najważniejsze jest jednak to, że wreszcie ruszam, a wówczas wszystko zaczyna się jakoś toczyć – ogarniam się, sprzątam, wychodzę po zakupy, jem, trochę pracuję. W międzyczasie Julka potrafi rozbawić mnie do łez. Gdy zrywa się nagle, aby przebiec z jednego końca mieszkania na drugi, często buksuje, a na wirażach wpada w poślizg. Albo płynnym ruchem wpełza pod łóżko lub przeskakuje za nie, gdzie czeka, aż dobiegnę. Wtedy wybija się wysoko w moim kierunku, z szeroko rozstawionymi łapkami.
Bywa, że i tak ląduję popołudniami w łóżku. Przychodzi wtedy do mnie i zaczyna od pacnięcia. - Odejdź, przecież widzisz, że nie mam sił – syczę do niej, ale ona w odpowiedzi zaczyna miauczeć. Z reguły dopina swego, choć potrafi również wyczuć, kiedy jest naprawdę źle. Wtedy robi jedną z dwóch rzeczy: albo kładzie się grzbietem do moich pleców i zasypia, albo wchodzi na mnie i ugniata łapkami miejsce pod zwinięcie się w kłębek. Ugniatanie to najsłodsza rzecz na świecie, zwłaszcza że mruczy przy tym niskim basem. Jeśli nawet spędzę resztę dnia w łóżku, to spora część mojej uwagi skupia się na niej, a to już ogromna ulga.
Pomocna łapka
Czy Julka zastępuje leki? – absolutnie nie! Z depresji nie można się wykaraskać bez opieki specjalisty.
Czy jest terapeutką? – wyłącznie w pewnym zakresie, dlatego jeśli chcesz się uporać z chorobą, sama obecność kota nie wystarczy.
Czy wypełnia pustkę? – na swój koci sposób tak, ale relacja ze zwierzakiem nigdy nie będzie antidotum na samotność.
Czy łagodzi skutki choroby i pomaga przez nią przejść? – bezapelacyjnie tak!
Można zatem powiedzieć, że w sytuacji kryzysowej kot podaje ci pomocną łapkę.
Wystarczy jedna pozytywna myśl
Przyszedł kiedyś moment, gdy byłem pewien, że dotarłem do kresu wytrzymałości. Napisałem na kartce instrukcje, zostawiłem w miseczkach zapas karmy dla Julki, a potem wziąłem ją na ręce i próbowałem wytłumaczyć, że przede mną bardzo daleka podróż, w którą nie mogę jej zabrać. Ale gdy już tam dotrę, zaczekam na nią.
Potem zamknąłem się w łazience, odkręciłem wodę w prysznicu i wszedłem pod niego w ubraniu.
Powstrzymała mnie jedna myśl: czy osoba, która zaopiekuje się Julką, będzie z nią biegać tyle, co ja? I tak przez gruby pancerz depresji zdołała się przebić jakaś pozytywna myśl – moje bieganie z Julką sprawiało jej radość.
Zakręciłem wodę, ściągnąłem mokre ciuchy, położyłem się do łóżka i zadzwoniłem na telefon zaufania. Julka pojawiła się natychmiast. Przez dłuższą chwilę ugniatała łapkami miejsce na moim brzuchu, a potem zwinęła się kłębek i zasnęła. Skończyłem rozmowę i nawet nie wiedziałem, kiedy zasnąłem razem z nią.
autor: M.F.
***
Jeśli czujesz się źle lub masz myśli samobójcze, jak najszybciej spróbuj z kimś porozmawiać. Mogą to być bliskie ci osoby, a jeśli nie masz nikogo, zadzwoń na numer alarmowy 112 lub Antydepresyjny Telefon Zaufania – 22 484 88 01.
Więcej informacji o radzeniu sobie w sytuacji kryzysu psychicznego oraz o tym, jak pomóc osobie w kryzysie znajdziesz na stronie www.stopdepresji.pl
Jeśli zdecydujesz się na adopcję kota lub psa, nie tylko podarujesz zwierzakowi nowe życie, ale zyskasz jednocześnie towarzysza, któremu będziesz potrzebny i który będzie umiał odwrócić twoją uwagę od niszczących cię myśli. Zwierzęta czekające na adopcję poznasz tutaj: OTOZ Animals Krosno / KOTłowisko / Pomoc dla bezdomnych zwierząt / Centrum Adopcyjna ADA