Do tragicznego zdarzenia doszło w grudniu ub. roku w bloku, w którym mieszkali bracia B. i Waldemar F. Według ustaleń krośnieńskiej prokuratury Waldemar F. , który przyszedł odwiedzić sąsiadów, uderzył Sławomira B. w klatkę piersiową. Odepchnięty mężczyzna uderzył głową w metalową futrynę drzwi i nieprzytomny osunął się na podłogę. Oskarżony zaraz potem opuścił mieszkanie braci B.
44-latek leżał na wznak, z głową opartą o ścianę i brodą dociśniętą do klatki piersiowej. Spowodowało to jego uduszenie.
Tomasz B. był w mieszkaniu, nie zareagował na to, co się stało. Dopiero następnego dnia zadzwonił po służby ratunkowe. Sąd postanowił odczytać zapis jego rozmowy z dyspozytorem numeru 112.
Mężczyzna przyznał, że jego brat zmarł dzień wcześniej. Na pytanie dlaczego wcześniej nie zadzwonił po pomoc, odpowiedział, że był pijany i się nie ruszał z łóżka.
Na miejsce wysłana została załoga karetki pogotowia. Kierownik zespołu zeznawał dziś przed sądem. Przyznał, że od interwencji minęło już tyle czasu, że niewiele z niej pamięta. Tłumaczył zapisy w karcie czynności ratunkowych. Poinformował też sąd, że to on zadzwonił po policję. - Były przesłanki, że doszło do przestępstwa - mówił. Nie był jednak w stanie przypomnieć sobie jakie one były.
Choć był to już ostatni świadek i proces zmierzał ku finałowi, prokurator postanowił złożyć kolejne wnioski dowodowe. Jego zdaniem sąd powinien przesłuchać drugiego z ratowników oraz lekarza, który wypełnił kartę zgonu.
Czytaj też: Rozpoczęła się rozprawa w sprawie śmierci 44-letniego mieszkańca Dukli
Autor: Tomasz Jefimow