Mieszkanka Krościenka Wyżnego przed sądem odpowiada za znęcanie się nad owczarkiem podhalańskim, którego utrzymywała na łańcuchu na niezamieszkałej posesji oraz 11-letnią suczką syberian husky.
Owczarek – zdaniem prokuratury – był przetrzymywany w niewłaściwych warunkach, na łańcuchu o długości 430 centymetrów, w miejscu z mokrym podłożem. W zasięgu młodej suczki były złej jakości, nieocieplone budy a czasowo pies był przetrzymywany w metalowo-drewnianej klatce, która uniemożliwiała mu zachowanie naturalnej pozycji.
Według ustaleń prokuratury kobieta doprowadziła owczarka podhalańskiego do nadmiernego wychudzenia. Nie zapewniła mu też odpowiedniej opieki weterynaryjnej.
W przypadku 11-letniej suczki syberian husky 68-latka nie zapewniła jej właściwej opieki weterynaryjnej. Doprowadziła tym do licznych guzów listw mlecznych oraz zmętnienia rogówek. W trakcie badań psa wyszło, że ktoś do niego strzelał. Znalezione zostały śruty w jamie opłucnej i w warstwie podskórnej brzucha.
Krośnieńska prokuratura podkreśla, że kobieta szczególnym okrucieństwem wykazała się 8 września ub. roku. Tego dnia mieszkanka Krościenka Wyżnego ciągnęła psa za samochodem przez około kilometr. Suczka doznała licznych obrażeń na końcówkach łap, opuszkach, łokciach, kolanach, pachwinach i podbrzuszu.
Ostatni z postawionych 68-latce zarzutów dotyczy niezastosowania się do orzeczonego zakazu posiadania wszelkich zwierząt. Kobieta zajmowała się dwoma psami, kotką i pięćdziesięcioma kurami.
Dziś (29 lipca) przed Sądem Rejonowym w Krośnie rozpoczął się proces w sprawie 68-latki. Kobieta nie przyznaje się do zarzucanych jej czynów. Złożyła obszerne wyjaśnienia i bardzo długo odpowiadała na pytania oskarżycieli i obrońcy.
Mieszkanka Krościenka Wyżnego utrzymuje, że psy należały do jej synów, którzy pracują za granicą. - Ja sprawowałam tylko nad nimi opiekę, bo co miałam zrobić, jak wyjechali - mówiła.
Przekonywała sąd, że kocha zwierzęta i dobrze się nimi zajmowała. Obwiniała krośnieński inspektorat OTOZ Animals o to, że się na nią uwziął. Tłumaczyła, że syn zostawił owczarka na łańcuchu na niezamieszkanej posesji, by odstraszał dzikie zwierzęta, które obgryzały drzewka i wykopywały płody rolne. Sama miała dwa razy dziennie jeździć do psa, karmić go (chociaż się go bała) oraz wypuszczać by sobie pobiegał.
Zastrzegała, że budy, które miał do dyspozycji pies, były ocieplone. A owczarek został wprowadzony do klatki przez inspektorów OTOZ tylko po to, żeby zrobić zdjęcie.
68-latka dokładnie opisywała też wydarzenia do których doszło 8 września ub. roku. Tłumaczyła, że nie zauważyła, jak jej mąż zaczepił psa do haka holowniczego samochodu. Opowiadała, że mężczyzna wyszedł na chwile przed dom, ale musiał wrócić po telefon. W tym czasie ona poszła wyrzucić śmieci i zaraz potem wsiadła do samochodu i pojechała na zakupy.
Po drodze słyszała klaksony, ale – jak mówiła – myślała, że ktoś wymusił pierwszeństwo, albo że "złapała kapcia". W końcu, gdy się zatrzymała za samochodem zobaczyła psa.
- Miał zdarte opuszki ale sam wskoczył do samochodu, moim zdaniem nie miał obrażeń, nie piszczał, nie skamlał - opowiadała.
Dopiero w domu uznała, że potrzebna jest wizyta u weterynarza.
Dzień później z interwencją byli u niej inspektorzy OTOZ Animals Krosno. - Przyjechały i zabrały psa jak swojego - opowiadała.
68-latka odpowiada również za niestosowanie się do wyroku sądu, który zapadł we wrześniu ub. roku (czytaj TUTAJ). Kobieta dobrowolnie poddała się karze – roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata oraz zakazu posiadania i opiekowania się zwierzętami na okres 15 lat.
Autor: Tomasz Jefimow
Zdjęcia: Tomasz Jefimow