Kuratorka: w ustawie brakuje czytelnych zapisów
Joanna Raźniewska, opolska kuratorka oświaty, przyznaje, że duże wątpliwości budzi wydzielanie w placówkach stref dla rodziców.
– Dostajemy również pytania o obecność osób niezatrudnionych w szkole i o to, jak interpretować ustawę. Część prawników wskazuje, że mogą być w obecności nauczyciela, kiedy to on nadzoruje zajęcia – mówi serwisowi gazeta.pl.
I punktuje, że w ustawie brakuje czytelnych zapisów, co zrobić w sytuacji wymagającej natychmiastowego wyprowadzenia dziecka z domu z powodu przemocy, jakiej doznaje.
A co z ratownikami medycznymi? Żądać zaświadczeń o niekaralności?
Takich problemów jest więcej. Generalnie każdy, kto zajmuje się uczniem czy przedszkolakiem, ma mieć kosztujące 30 zł zaświadczenie o niekaralności. I tu się rodzą pytania o to, czy szkoła ma tego wymagać również od np. ratowników medycznych wezwanych do placówki w razie jakiegoś wypadku.
– Jest bałagan – przyznaje w rozmowie z nami pani Dominika, matka uczennicy podstawówki. – W naszej szkole zakazano wstępu rodzicom. Muszą na dziecko, jeżeli je odbierają, czekać w przedsionku. Nie mogą zajrzeć na świetlicę. Muszą tam zadzwonić i poprosić o wypuszczenie dziecka – opowiada.
I dodaje: – Tyle że jeszcze w maju szkoła prosiła rodziców, aby osobiście przychodzili po dzieci do świetlicy, żeby mieć pewność, że zostanie „wydane” właściwy uczeń. Teraz powinno być tak, że pani ze świetlicy przyprowadza dziecko rodzicowi, ale z drugiej strony nauczyciel nie może wyjść z sali i zostawić pozostałe dzieci bez opieki nawet na chwilę.
Papierek musi być i już. Dlatego wycieczki nie będzie
Inny problem to zaświadczenia o niekaralności. Wiele szkół stoi na stanowisku, że taki kwit musi mieć też rodzic, który chce jechać na szkolną wycieczkę i pomóc nauczycielowi w opiece nad dziećmi.
Takie zaświadczenie powinien mieć też kierowca autobusu.
– W naszej klasie była dyskusja, czy to potrzebne. Kierowca przecież dziećmi się nie opiekuje. Ale z drugiej strony też odpowiada za bezpieczeństwo, a to forma opieki. Nie potrafiliśmy ustalić, co na to wszystko przepisy. Efekt jest taki, że jak na razie żadnej wycieczki nie planujemy – opowiada pan Przemysław, ojciec dwóch uczennic.