Za czasów PRL-u, gdy wszystko było białe lub czerwone, w kiosku na rogu można było kupić rozłożystą Trybunę Ludu i Być może, niepowtarzalny zapach wody toaletowej w niedużej buteleczce. W zasadzie, już wtedy w dobrym tonie było wręczanie gerbery zamiast goździka i czytanie Przekroju oraz słuchanie radiowej Trójki. Młodzież lubiła wyzwania, podziemną prasę i zakazane piosenki czy filmy. Pamiętam film „Kwadratura koła”, który w sposób groteskowy przedstawiał wady naszego społeczeństwa, polityków i ich doradców z początku lat 80-tych dwudziestego wieku. Dreszcz emocji i fartu, że nikt nas nie złapał podczas oglądania zakazanej twórczości do dziś wspominam z nutą sentymentu. I tak, mocno zawężony przekaz trafiał do mojej świadomości, a ja chciałam więcej i jak większość w tamtych latach, szukałam w bibliotekach, po znajomych, rodzinie, i gdzie tylko się dało nowych wiadomości o kraju, o świecie, o prawdzie historycznej, o życiu, o modzie, o kabarecie, o polityce…
O polityce to jednak nie, bo wówczas przecież nie było czegoś tak niepojętego jak polityka w obecnym tego słowa znaczeniu.
Dzisiaj, w zasadzie mogę wszystko, wchodzę na strony internetowe i mam podane na tacy miliony potrzebnych i oczywiście także tysiące zbędnych informacji. Potrzeba tylko czasu i trochę chęci, a odkryć możemy komplet informacji jakie są nam potrzebne na konkretny lub wymyślony temat. I to jest naprawdę świetna sprawa, a także mnóstwo zaoszczędzonego czasu lub jego strata. Dla każdego według potrzeb i woli lub niewoli uzależnienia.
Tak właśnie, surfując sobie po Internecie, patrzę z zatroskaniem, jak już w każdym temacie spotykam paskudne, przerażające i odrażające trolle bez koloru. Też na nie wpadacie?
Kiedyś można było wędrować stronicami świata i bez najmniejszych obaw zamieścić własne spostrzeżenia pod interesującym nas tematem. Im wątek był bardziej intrygujący, tym dyskusja była barwniejsza. Z wielką ciekawością zatapiałam się w komentarze pod artykułami, bo tam bardzo często można było się dowiedzieć jeszcze więcej ciekawych rzeczy, ujrzeć spojrzenie innych ludzi, poczytać odmienne opinie, zgodzić się z nimi lub nie.
I nagle, gdzieś to wszystko się rozmyło. Było i zniknęło. Strach zamieścić jakikolwiek komentarz, bo od razu zostajemy zlinczowani. Taki Ku Klux Klan internetowy, bez imion i twarzy, bezkarny, anonimowy.
Zastanawiam się skąd tyle jadu i nienawiści z ekranu wylewa się co dnia, bo przecież to nie jest normalne i zrozumiałe. Problem sięga zapewne głęboko i być może już podlega szerszym badaniom. Mnie zastanawia coś bardziej osobistego, dlaczego to właśnie my dajemy się wkręcić w machinę cudzego zysku. Bo jak się tak lepiej przyjrzymy mechanizmom , które napędzają kieszeń złotem, to okaże się, że najlepszym motorem jest właśnie błoto.
I tak sobie myślę, że nie jesteśmy wulgarni, nietolerancyjni i źli z gruntu. Teraz jest czas surferów internetowych, a to jest już nasz czas. I chyba w każdym z nas mieszaka kawałeczek trolla…
Pytanie tylko, na ile pozwolimy mu urosnąć w siłę anonimowej wulgarności?
Odpowiedź, wbrew pozorom wydaje mi się prosta, każdy troll urośnie na tyle na ile sami mu pozwolimy! A to oznacza, że najpierw powinniśmy się zastanowić, czy pokazując swój wizerunek, imię i nazwisko wrzucilibyśmy do sieci to co wrzucamy anonimowo.
Jeżeli tak i do tego nie boimy się swoich poglądów, to znaczy, że możemy zamieszczać swoje wypowiedzi. Natomiast jeżeli jesteśmy tylko odważni w swojej ocenie, gdy skrywa nas chusta anonimowości to zastanówmy się… bo dzisiaj, dominują czarno-białe kolory, które przykrywa szarość bezkarności.
Jednak, czy faktycznie tego potrzebujemy, czy aż tak zniewoliła nas bezmyślność i bezkarność, że zapomnieliśmy o normalności?
Myślę, ze nie i dlatego każdy z nas, sam powinien zadbać o to by nie karmić trolla, tak by ta nieprzyjazna tłuszcza rozpłynęła się w świeżej bryzie nowego powiewu mądrości, chociażby szklanego ekranu, zarówno tego komputerowego jak i umysłowego.
I jak zauważyłam surfując ostatnimi czasy po Internecie, to nawet zapach Być może markę elegancji po latach przyjąć postanowił, wiec my tym bardziej nie dajmy się zwariować!
Do ozdoby słowa spisanego i myśli zakręconych wykorzystałam potęgę Internetu!
asp. Urszula Rędziniak