Historia choroby Pani Danuty sięga roku 2000 kiedy to pojawiły się różne dziwne, pozornie nie wiążące się ze sobą objawy. Bóle w tylnej części głowy, drętwienie, ból, opuchlizna lewej nogi. Objawy nasilały się i co jakiś czas pojawiały nowe świadczące o tym, że z całym organizmem dzieje się coś bardzo złego - niewyraźne widzenie, zaburzenia równowagi, skurcze mięśni, coraz częstsze i nienaturalne zmęczenie. Od tego czasu kobieta sukcesywnie każdego dnia traci zdrowie i sprawność.
Nie chcę wiele… Chciałabym mieć tyle sił, by przytulić moje wnuczki, zapleść im warkocze, opowiedzieć bajkę. Oddałabym tak wiele, aby zabrać je na spacer, do zoo, jeździć z nimi na wycieczki rowerowe. Tymczasem nie mogę nawet utulić ich na kolanach, a mięśnie nie pozwalają mi na to, bym mogła sama ułożyć moje dziewczynki do snu… Boli mnie świadomość, że jeśli za jakiś czas odejdę, żadna z nich mnie nie zapamięta. W ich sercu pozostanę jedynie wyblakłym wspomnieniem, kimś, kogo nie znają...- mówi Pani Danuta.
Po 7 latach, kiedy Pani Danuta traciła czucie we wszystkich kończynach, a pamięć kobiety niepokojąco zawodziła, zapadła diagnoza - SM - stwardnienie rozsiane, choroba autoimmunologiczna.
Mój układ odpornościowy choruje, uszkadza dobre komórki nerwowe, upośledza zdolności poznawcze, pracę mózgu. Najgorszy koszmar, który kradnie szczęście mojej rodziny. Spustoszenia następowały błyskawicznie i dosłownie ścięły mnie z nóg. Niedowład lewej nogi, problemy z oddawaniem moczu. Leżałam na oddziale neurologicznym, nie potrafiłam chodzić samodzielnie, radziłam sobie tylko, gdy miałam u swojego boku kulę. Jedną kulę szybko zastąpiły dwie, bez nich nie potrafiłam się już poruszać. Oczopląs, zanikająca siła mięśniowa, astma oskrzelowa, obrzęk limfatyczny kończyn dolnych… To wszystko sprawiło, że trafiłam na wózek. Wózek, z którego od 2014 roku nie wstałam, a każda próba kończyła się dotkliwym upadkiem. - mówi kobieta.
Przez kilkanaście lat codziennej walki z SM pogodziłam się z tym, ile straciłam. Nigdy nie będę chodzić, nigdy nie poczuję już piasku pod stopami, nigdy nie będę spacerować po górskich wzgórzach. Dawniej aktywnie spędzaliśmy z mężem czas, dziś jestem zdana na jego pomoc. Wiem, że bardzo mnie kocha, dba o mnie, o to, aby niczego mi nie brakowało, abym nie czuła się jak ciężar. Dzięki temu wiem, że kocha mnie z całego serca i mam najlepszą rodzinę na świecie. Paraliżuje mnie myśl o tym, że pewnego dnia Madzia będzie chciała, żebym przeczytała jej bajkę, a z moich ust wydobędzie się jedynie bełkot. Tak właśnie działa SM...
Rehabilitacja pozwala mi utrzymać obecną sprawność. A to znaczy dla mnie wszystko… To jedyny sposób, by SM nie przejęło kontroli nad moim ciałem, by nie odbierało więcej, niż zabrało do tej pory. To moja jedyna szansa, abym mogła zostać z moimi bliskimi jak najdłużej. Proszę, pomóż mi walczyć. - dodaje pani Danuta.
W celu pomocy została założona ZBIÓRKA (klik). Apelujemy o pomoc dla Pani Danuty. Liczy się każdy grosz!
red. | fot. arch. prywatne