W mediach bez przerwy trafiamy na informacje o wielogodzinnych kolejkach na SORach. Temat podchwytują politycy obiecujący skrócenie tych kolejek. W poprzednich „Raportach” wyjaśniłem, że problem niekoniecznie leży w samych Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych, po prostu mierzymy się dodatkowo z przypadkami pacjentów, którzy powinni być przyjęci w innych miejscach, ale z różnych powodów, w tym słabej wydolności służby zdrowia, trafili jednak do nas, na SOR. Czy jednak te kolejki naprawdę zawsze są takie długie? Poniżej przedstawię pewne rekordy w „czasie oczekiwania”.
Wiadomo, najszybciej przyjmowani są pacjenci „czerwoni”, przywiezieni karetką. Tego nikomu nie życzę, bo to są osoby naprawdę w ciężkim stanie. Zwykle są to pacjenci nieprzytomni, z poważnymi obrażeniami np. głowy, brzucha lub klatki piersiowej, z zatrzymaniem krążenia, albo ciężkim udarem. Tu trzeba podkreślić, że pomoc dla nich jest naprawdę natychmiastowa. Tak było jakiś czas temu z kobietą, na którą spadła …szyba. Miała bardzo liczne, głębokie, obficie krwawiące rany cięte od odłamków szkła. Taka osoba natychmiast trafia na stół do chirurga, nikt nawet nie czeka na wpisanie jej nazwiska do komputera. Czasem nawet nie wiadomo jak pacjent się nazywa, ani czy jest ubezpieczony. Po prostu zamiast jego rzeczywistych danych wprowadzane jest „NN” („nieznanego nazwiska”). Pomoc jest udzielana od razu, co więcej, SOR jest zawiadamiany o tych najcięższych przypadkach jeszcze zanim karetka znajdzie się na podjeździe. Na miejscu już czekają lekarze dodatkowo wezwani ze szpitalnych oddziałów, np. chirurg, neurolog, anestezjolog, kardiolog, w zależności od informacji uzyskanej od ratowników z karetki. To, ze na jakimś SORze ktoś czekał ponad 8 godzin, nie znaczy, że taki jest czas oczekiwania dla ludzi, których życie wisi właśnie na włosku. Nie wiedzą o tym ludzie, którzy tylko sporadycznie trafiają na SOR. To nic dziwnego, nikomu nie życzę by musiał korzystać z pilnej pomocy medycznej. Gorzej, że nie wiedzą o tym też politycy, decydenci.
Dobra, ale co z innymi pacjentami? Np. mężczyzna, który rozpruł sobie udo piłą mechaniczną? Ktoś znajomy go podwiózł pod drzwi szpitala, wysadził i …odjechał. Mężczyzna sam, o resztkach sił wszedł na poczekalnię, ale nie miał już sił, by podejść do okienka. Nie było widać od razu krwi, ale zauważyliśmy, że coś jest bardzo nie tak. Podeszliśmy zapytać co się stało i po bardzo krótkim wywiadzie wiozłem już pana wprost do chirurga. Wiecie, ten facet jeszcze nie był formalnie zapisany, a już był na stole, a lekarz przystępował do ratowania jego życia. Reakcja SOR-u bardzo podobna, jak przy „czerwonym” pacjencie z karetki, bo to jest faktyczny przypadek ratowania życia, to czym powinny zajmować się Oddziały Ratunkowe, a nie „syn przedwczoraj uderzył się w mały palec u nogi i go boli”.
Niekiedy jednak dziecko uderza się nie w palec, a w głowę. Wtedy sytuacja jest dużo poważniejsza, szczególnie gdy pojawią się nudności, senność, zawroty głowy. Proszę nie bagatelizujcie. Jestem przekonany, że nikt, na żadnym SORrze też nie zbagatelizuje takich objawów. Przy czym nie ma sensu przeginać w druga stronę. Przykład? Pewnego razu przyjmowaliśmy dziecko z urazem głowy, przyprowadzone przez tatę. Po pewnym czasie dzwoni telefon. Odbieram, a tam rzecznik praw pacjenta, prosi o wyjaśnienia co się dzieje, że „dziecko z urazem głowy czeka 2 godziny na SOR”. Zdziwiłem się, bo generalnie staramy się dzieci przyjmować jak najszybciej, a pacjenci z urazami głowy to w ogóle priorytet. Podane nazwisko pacjenta zabrzmiało mi znajomo i wydawało mi się, że niedawno go zapisywaliśmy, ale nic nie mówiłem, bo w natłoku pracy łatwo stracić poczucie czasu. Powiedziałem, że sprawdzę i wyjaśnię. Okazało się, że mały pacjent naprawdę był przyjęty niedawno. Dokładnie 12 minut przed telefonem od rzecznika. I wcale nie czekał, po wizycie u chirurga udał się z tatą na prześwietlenie. Zadzwoniłem i poinformowałem rzecznika o sytuacji. Był to rekordowo krótki czas oczekiwania na nieuzasadnioną skargę na działanie SOR.
red. Konrad Głowacki