Zombie… z czym się kojarzą? Kiedyś to byli ludzie pod wpływem czarodziejskich „proszków” od kapłanów Voodoo. Ostatnio kojarzą się raczej z gnijącymi zmarłymi, pełnymi agresji i nienawiści, próbującymi gryźć i drapać każdego w pobliżu. Niestety z tym wszystkim spotykają się załogi karetek i Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych. Naprawdę, nie żartuję.
Zacznijmy od „czarodziejskich proszków”, czyli … „dopalaczy”. Mają różne nazwy i przedziwne składy. Wiele nazw nawiązuje do czarów i magii. Ich efekty działania też mogą być różne. W skrajnych przypadkach zatrucia są śmiertelne. Jednak bardzo często „magiczne proszki” zamieniają człowieka w „zombie”. Z ofiarą takich dopalaczy nie da się dogadać, jest agresywna, rzuca się, szarpie, drapie i gryzie. Zabawne? Wcale. Nigdy nie wiesz jakie choroby może przenosić taka osoba. Można też doznać niebezpiecznych obrażeń. W dużych aglomeracjach, jak choćby w moich Katowicach, to częste zjawisko, ale chyba żaden SOR w Polsce nie jest wolny od tego problemu. W tym tygodniu na naszym SOR przyjęliśmy pielęgniarkę, którą taki agresywny pacjent kopnął w brzuch. Dlaczego o tym piszę? Drogi pacjencie, zgłaszając się na SOR i rozmawiając z pielęgniarką, nigdy nie wiesz, co przed chwilą mogła przejść. Ktoś mógł ją opluć, zwyzywać, a nawet dotkliwie uderzyć. Niestety, osoby niosące pomoc są narażone na niesamowity poziom agresji ze strony części pacjentów, a to za sprawą nadużywania alkoholu czy stosowania „dopalaczy” i narkotyków. „Dopalacze” to naprawdę ciężki problem. Nie wiadomo dokładnie jakie substancje zawierają, więc udzielanie pomocy ofiarom nie należy do łatwych. Do tego dochodzą jeszcze „dowcipnisie”, którzy podrzucają takie świństwa innym. Na SOR niedawno trafiła dziewczyna, której były chłopak dorzucił jakieś „dopalacze” do drinka. Nie wiadomo jakie były jego zamiary, bo ofiara szybko wezwała pomoc, gdy tylko dziwnie się poczuła. Zdążyła. Nie każdy ma tyle szczęścia.
Z tym gryzieniem też nie żartuję. Dosłownie przedwczoraj trafił do nas pacjent z paskudną raną ucha. Co się stało? Ugryzienie. Nie przez zwierzę. Przez człowieka. Poszkodowany miał zostać zaatakowany bez żadnego powodu i ugryziony przez agresywnego mężczyznę. Przypomina horrory o żywych trupach? …a to tylko codzienność dużego oddziału ratunkowego.
Powiesz, że to za mało? Że „prawdziwe zombie” śmierdzą rozkładem, chodzą i gniją równocześnie? Zaskoczę Cię: to nic nadzwyczajnego. Chyba już każda załoga karetki i każdy SOR w Polsce spotkał się z takimi zjawiskami. Na Śląsku nie brakuje pacjentów, często bezdomnych, którzy doszli już do takiego stanu. Jestem przekonany, że w mniejszych miastach i mniejszych szpitalach też nie jest to zjawisko obce. Pacjenci, w których gnijących ranach muchy złożyły jaja. Z tych jak wykluły się larwy żywiące się martwą tkanką. Nie potrzebujemy horrorów, ani wymyślnej charakteryzacji, żeby zobaczyć jak z ludzkiego ciała wyłażą robale. Wystarczy, że przyjdziemy do pracy.
Pacjenci niszczący się nałogowym używaniem alkoholu, pod wpływem narkotyków lub dopalaczy, to prawdziwy horror dla systemu ratownictwa. Ten tryb życia sprawia, że często podróżują karetką, a na SOR są stałymi klientami. Nie wykazują zbytniej wdzięczności. Przeciwnie, często są agresywni wobec otoczenia. Ratowanie ich życia wymaga nieraz kosztownych procedur medycznych. W wielu przypadkach nie pracują, a koszty ich leczenia pokrywa… lokalny samorząd. Bo samorząd nie może zostawić bez pomocy takiego człowieka w potrzebie. Agresja ze strony pacjenta w wielu wypadkach wymusza wezwanie policji. Ile to może trwać? Godzinę? Dwie? Przez tyle czasu masz drogi obywatelu o jeden patrol policji mniej na ulicach miasta, dlatego że ktoś wziął „dziwny proszek” i przestał panować nad swoim zachowaniem. Czekasz w poczekalni na SOR, bo personel jest zajęty próbą ratowania życia człowieka, który stara się pogryźć swoje otoczenie. Możliwe też, że personel właśnie został uszczuplony, bo jedna z pielęgniarek, uderzona w brzuch, sama potrzebuje pomocy i właśnie przechodzi badanie USG.
Nie potrzebujemy „Halloween”, każdy dyżur może zamienić się w horror.
red. Konrad Głowacki