Przeczytaj wcześniejsze artykuły:
- „Nie szukam zemsty, tylko sprawiedliwości”. Sprawa tajemniczego zaginięcia dziennikarza
- To miała być zbrodnia doskonała. Zaginięcie dziennikarza Marka Pomykały cz. II
Marek Pomykała
Czynności prowadzone są zarówno wewnątrz małego, drewnianego domku wypoczynkowego jak i na terenie lasu, który z nim sąsiaduje. Jak udało się ustalić dziennikarzom Super Nowości, prokuratura powoła też biegłego z zakresu entomologii sądowej - identyfikacji śladów aktywności owadów, który zajmie się badaniem i analizą zebranych materiałów. Owady mogą być pomocne m.in. w ustaleniu miejsca zbrodni, czy odnalezieniu i identyfikacji śladów biologicznych zawierających DNA ludzkie.
To w tym domku Tadeusz P. miał udusić Marka Pomykałę
Były policjant przyznał się do zbrodni kochance
Dlaczego szukają szczątków Pomykały na posesji byłego policjanta w Wołkowyi? Bo według słów Wioletty Z., która w latach 2012-2014 była kochanką Tadeusza P., były policjant miał jej powiedzieć, że zwabił tam i udusił dziennikarza, a jego ciało zakopał w lesie. W miejscu, gdzie ukrył zwłoki, miał sadzić nowe drzewa. Pomykałę miał zabić, bo wpadł na trop zbrodni, jakie P. popełnił w połowie lat 80.-tych, Pełnił wówczas funkcję wicekomendanta leskiej milicji.
Zabił pieszego, uciszył świadka?
Tadeusz P. jak już dzisiaj wiemy, bo ustaliła to Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie, która po sensacyjnych zeznaniach Wioletty Z. w latach 2014-2015 prowadziła śledztwo w sprawie zabójstwa Marka Pomykały, był sprawcą śmiertelnego wypadku, do którego doszło w 1985 roku w Łączkach koło Leska. Zginął wówczas 40-letni Edward Krajnik, który chwilę wcześniej opuścił pobliski „Zajazd pod Gruszką”. P. jechał pijany, aby uniknąć odpowiedzialności na miejsce ściągnięto jego ojca, który winę za spowodowanie wypadku wziął wówczas na siebie.
P. przyznał się też kochance do zabicia świadka wypadku, milicjanta Krzysztofa Pyki, który groził ujawnieniem prawdziwych okoliczności zdarzenia
Dziennikarz wpadł na trop zbrodni
Dziś już wiemy, że Marek Pomykała wpadł na trop tych zbrodni. Potwierdza to jeden z jego bliskich znajomych, któremu kilka miesięcy przed zaginięciem dziennikarz opowiadał o prowadzonym śledztwie dziennikarskim, które dotyczyło „wypadku spowodowanego w PRL-u przez grubą rybę”. Sprawie, jak relacjonował „ukręcono łeb”, a prawdziwe okoliczności zdarzenia zatuszowano.
Zginął, bo chciał ujawnić prawdę?
Kiedy Marek Pomykała zainteresował się śmiertelnym wypadkiem w Łączkach, od wydarzeń które się wówczas rozegrały, minęło 12 lat. Sprawa nie była przedawniona, nad sprawcą ciążyło widmo kary. Tadeuszowi P. zależało więc, aby prawdziwe okoliczności nie wyszły na jaw i to miał być motyw, dla którego miał zabić sanockiego dziennikarza.
Umorzone śledztwo
Posesję w Wołkowyi, gdzie Tadeusz P. miał zabić Pomykałę, można było przeszukać już siedem lat temu, ale prokurator prowadząca sprawę zabójstwa sanockiego dziennikarza w latach 2014-2015 nie znalazła dostatecznych przesłanek, aby to zrobić. Nie przesłuchała też Tadeusza P. ani w charakterze świadka, ani oskarżonego.
Nie znalazła też dowodów na to, aby sanocki dziennikarz zajmował się sprawą zbrodni popełnionych w przeszłości przez P. i umorzyła śledztwo.
Zwolnieni z tajemnicy dziennikarskiej
11 maja Sąd Rejonowy w Krośnie przychylił się do wniosku Prokuratury Okręgowej w Krakowie, która od stycznia tego roku prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa milicjanta Krzysztofa Pyki i sanockiego dziennikarza Marka Pomykały, i zwolnił z tajemnicy dziennikarskiej pisarza Henryka Nicponia i byłego dziennikarza Jana Joniaka.
Na podstawie ustaleń krakowskiej prokuratury obaj mogą posiadać istotne informacje na temat okoliczności poprzedzających zaginięcie milicjanta Pyki oraz jego śmierci, a także roli, jaką w tych wydarzeniach odegrać miał ówczesny wicekomendant leskiej milicji, Tadeusz P.
Informacje, jakie posiadają, mogą być także ważne w kontekście zaginięcia Marka Pomykały, bo wszystko wskazuje na to, że dziennikarz zginął, bo wpadł na trop zbrodni popełnionych przez P.
Przyznał się pisarzowi do zbrodni
Tadeusz P. najpierw w mailu do krośnieńskiego wydawnictwa, a później w trakcie prac nad książką pisaną na podstawie jego wspomnień, miał przyznać się pisarzowi Henrykowi Nicponiowi do spowodowania śmiertelnego wypadku w Łączkach i zabicia milicjanta Krzysztofa Pyki. Miał mu też osobiście pokazać miejsce, w którym tego dokonał.
Nie wierzą w samobójstwo milicjanta
Krzysztof Pyka zginął w tajemniczych okolicznościach w Polańczyku trzy tygodnie po wypadku. Jego ciało na początku lutego 1986 roku wyłowiono z jeziora solińskiego. Okoliczności jego śmierci nigdy nie wyjaśniono. Forsowano wersję o samobójstwie, ale rodzina i znajomi milicjanta do dzisiaj w nią nie wierzą.
Czynności były prowadzone także w lesie, który sąsiaduje z posesją byłego policjanta. Jak relacjonowała jego kochanka Wioletta Z. to właśnie tam miał zakopać ciało sanockiego dziennikarza
Autor: Martyna Sokołowska / Super Nowości
Zdjęcia: Martyna Sokołowska / Super Nowości