Sekwencja zdarzeń jest następująca:
- wrzesień 2023 – rowerzystka doprowadza do kolizji z samochodem; kierowca mazdy jest ubezpieczony, rowerzystka – nie;
- ubezpieczyciel wycenia szkodę, jaką poniósł kierowca mazdy – ponad 20 tys. zł;
- PZU wypłaca odszkodowanie w wysokości 26 658 zł i dochodzi zwrotu od rowerzystki;
- czerwiec 2024 – rowerzystka otrzymuje drugie wezwanie do zapłaty za kolizję, którą spowodowała swoim rowerem;
- już teraz musi zapłacić 28 tys. zł odszkodowania, bo ubezpieczyciel dolicza odsetki za zwłokę – 1355 zł.
- ubezpieczyciel ostrzega też kobietę, że jeśli nie spłaci zadłużenia, ruszy postępowanie sądowe i egzekucyjne; do zapłacenia będzie wtedy dużo więcej.
Może to spotkać każdego rowerzystę
Ubezpieczyciel – jak podał portal auto-swit.pl – zastosował bolesne dla rowerzystki rozwiązanie – tzw. regres ubezpieczeniowy.
Aleksander Daszewski, radca prawny z Biura Rzecznika Finansowego, wyjaśnił w TVN24, co to jest. Otóż jeśli w kolizji biorą udział nieubezpieczony sprawca i ubezpieczony poszkodowany, to ubezpieczyciel wypłaca mu odszkodowanie z jego polisy AC. Potem wypłaconą kwotę ściąga ze sprawcy.
To tzw. regres w ubezpieczeniu. I właśnie w takiej sytuacji znalazła się właśnie rowerzystka z Warszawy. Może to spotkać – jak ostrzegł Daszewski – każdego rowerzystę.
Jak tego uniknąć?
Gdyby rowerzystka – przypomina auto-swiat.pl – miała OC rowerzysty lub OC w życiu prywatnym, nie doszłoby do takiej sytuacji. Tyle że te ubezpieczenia są dobrowolne. Dlatego niewielu decyduje się na ich wykupienie.