Nr konta Bernadetty Pachoł, na które można wpłacać datki: 07 2490 1044 0000 42 02 0002 5350
18 marca 2018 roku 31-letnia Bernadetta Pachoł spędzała popołudnie w swoim domu w Radomyślu Wielkim. - Przed godziną 15 usłyszałam dźwięk syreny, który oznaczał wyjazd do akcji. Wybiegłam z domu, pamiętam tylko, że biegłam prosto, później nie wiem, co się stało, ocknęłam się, jak leżałam na ulicy, kolega mnie cucił. Powiedział: nie ruszaj się, samochód cię potrącił. Pamiętam, że strasznie bolała mnie ręka.- Kobieta wpadła pod samochód osobowy, pojazd prowadził jej kolega strażak z OSP, który jechał na tę samą akcję. - Trafiłam do szpitala w Mielcu - mówi.
31-latka doznała podwójnego złamania kręgosłupa i poważnego urazu ręki, w wyniku czego częściowo straciła w niej sprawność. Chodzi o własnych siłach, jednak prawie nie porusza ręką. Przyczyną tego stanu jest najprawdopodobniej uszkodzenie nerwów. Pani Bernadetta czeka właśnie na badanie, podczas którego lekarz stwierdzi, jak bardzo nerwy zostały uszkodzone. Po wypadku kobieta ma też inny problem z ręką. - Mam złamaną kość ramieniową w dwóch miejscach. Ręka musiała być składana operacyjnie, mam w niej gwoździa – dodaje. Mimo upływu czasu kość do dzisiaj się nie zrosła. - Lekarze nie wiedzą dlaczego. Mówią, że może mnie czekać kolejna operacja – opowiada. 31-latka cierpi też z powodu złamanych dwóch kręgów w odcinku piersiowym kręgosłupa.
Z powodu złamanego kręgosłupa kobieta nie może siedzieć dużej niż kilkanaście minut, w przeciwnym razie ból jest nie do zniesienia. Podczas rozmowy z redaktorem zmusza się do tej pozycji. Po chwili jednak nie wytrzymuje i kładzie się na łóżko. Jak przyznaje, w ten sposób spędza większość czasu. Do lekarza w Mielcu jedzie, leżąc na tylnym siedzeniu samochodu. - Od wypadku nie jestem w stanie nawet sama się ubrać – żali się 31-latka, która nie ukrywa, że przyczyną tego jest ból, który towarzyszy jej niemal cały czas. - Raz nad ranem był tak silny, że promieniował do klatki piersiowej, myślałam, że to zawał serca. Dostałam wtedy zastrzyk przeciwbólowy od lekarza i trochę przeszło, neurochirurg powiedział, że to od kręgosłupa, bo złamanie było poważne. Powiedział, że trzeba się cieszyć, że się chodzi, że się żyje...
Z powodu urazu kręgosłupa i ręki kobieta nie jest w stanie normalnie funkcjonować, nie może się schylać, nie mówiąc już o wykonywaniu codziennych czynności. Jedyną jej aktywnością jest spacer do znajdującego się niedaleko jej domu ośrodka rehabilitacyjnego.
- Konsekwencje tego wypadku pozostaną już pewnie do końca życia – mówi ze łzami w oczach.
Rehabilitacja za pół roku
Aby kobieta mogła wrócić do zdrowia, musi się codzienne rehabilitować. Z tego powodu 31-latka zmuszona jest korzystać z prywatnych zabiegów, bo na Narodowy Fundusz Zdrowia nie ma takiej możliwości. Na rehabilitację w trybie pilnym, która przysługuje pacjentom z NFZ, pani Bernadetta musi czekać pół roku, dodatkowo ilość zabiegów wykonywanych wtedy jest niewielka.
- Na rehabilitację ręki przysługują mi tylko trzy zabiegi: pole magnetyczne, ultradźwięki i laser - mówi. Po półrocznym oczekiwaniu zabiegi wykonywane są tylko przez 10 dni. Żeby je kontynuować, kobieta musiałaby znowu jechać do lekarza po skierowanie i czekać kolejne pół roku na następny termin. Gdy zapłaci, czyli wykupi je prywatnie, jest zupełnie inaczej.
- Mam przypinane do ręki elektrody, żeby pobudzić nerwy, mam masaże, ćwiczenia, pole magnetyczne, laser, ultradźwięki, solux - wymienia. Koszty prywatnej rehabilitacji znacznie przekraczają jednak jej możliwości finansowe.
Miesięcznie codzienna rehabilitacja jest bardzo kosztowna, bo wynosi około 1500 złotych. Tymczasem pani Bernadetta utrzymuje się tylko ze świadczenia rehabilitacyjnego w wysokości 1100 złotych. Oprócz rehabilitacji kobieta musi brać też cały czas leki, które nie są refundowane.
- Miesięcznie to wychodzi jakieś 400 złotych - mówi. Do tego dochodzą też prywatne badania, żeby było szybciej, i wizyty u lekarzy, do których czas oczekiwania na fundusz jest przerażająco długi.
Z powodu znacznego problemu z poruszaniem się kobieta postarała się o stopień niepełnosprawności. Otrzymała jednak tylko stopień umiarkowany, który nic nie zmienia w jej sytuacji, bo tylko znaczny stopień niepełnosprawności pozwala pacjentowi ominąć długą kolejkę oczekiwania na rehabilitację.
Kobieta w straży
Bernadetta Pachoł była jedyną kobietą jeżdżącą w OSP Radomyśl Wielki. Jej przygoda ze strażą zaczęła się już dawno temu, gdy nie miała jeszcze 18 lat. Pasją do pomagania innym zaraził ją jej dziadek i tata, którzy także służyli w OSP.
Druhna ze łzami w oczach wspomina swoją pracę w Ochotniczej Straży Pożarnej. Kobieta jest z wykształcenia ratownikiem medycznym, jej wiedza i umiejętności wielokrotnie okazywały się bardzo cenne podczas akcji. Niejednokrotnie uratowała kogoś z wypadku, udzielając pierwszej pomocy. 31-latka cały czas pomagała też innym, organizując zbiórki pieniędzy dla osób pokrzywdzonych przez los. Teraz role się odmieniły, to ona potrzebuje pomocy. - Nigdy bym się tego nie spodziewała - mówi.
Kobieta zaangażowana była w misję pomocy innym do tego stopnia, że niemal za każdym razem, gdy słyszała dźwięk syreny, biegła do wyjazdu. Spośród 100 wyjazdów jednostki w ubiegłym roku uczestniczyła aż w 80 akcjach.
Mimo ciężkiego zajęcia, jakim jest praca w straży, kobieta ma satysfakcję z tego, co robiła. - Nie raz po ciężkiej akcji cieszyłam się, jeśli udało nam się komuś pomóc. Chciałabym jeszcze kiedyś móc to robić - dodaje.
red. fot. www.korso.pl