Zakaz handlu w niedziele dość długo był obchodzony przez duże sieci handlowe. Powodem otwierania sklepów było to, że działają jako "placówka pocztowa" albo "księgarnia". Dlatego PiS naciskany przez związkowców z Solidarności zaostrzył przepisy i ostatecznie doprowadził do zamknięcia sklepów w niedziele.
Oburzyło to przede wszystkim właścicieli tych placówek, ale także klientów. Ci drudzy argumentowali, że nikt nie będzie im narzucał, co mają robić w niedzielę: iść do kościoła czy na zakupy. To ich życie.
- Chcemy usiąść z przedstawicielami strony społecznej i handlu przy okrągłym stole i porozmawiać o tym, jaka jest idea zamkniętych sklepów w niedzielę - powiedziała telewizji Trwam Marlena Maląg, minister rodziny i polityki społecznej.
I podkreśliła, że - Ten dzień powinno się spędzać z rodziną. To czas dla rodziny, na modlitwę, a nie na spędzanie go w sklepie.
Minister Maląg: Na zachodzie sklepy też są zamknięte w niedzielę
W tej sprawie Marlena Maląg spotkała się już z Alfredem Bujarą, przewodniczącym Sekretariatu Krajowego Handlu, Banków i Ubezpieczeń NSZZ "Solidarność", która stoi za tym pomysłem i jest zawziętym orędownikiem zakazu handlu w niedziele.
- Na roboczo ustaliliśmy, że chcielibyśmy usiąść do okrągłego stołu: strona społeczna i przedstawiciele branży i porozmawiać o tym. Na zachodzie sklepy też są zamknięte w niedzielę - dodała minister.
Spotkanie planowane jest na początek przyszłego roku.
- Trzeba to dobrze przygotować i włączyć Głównego Inspektora Pracy, abyśmy skutecznie realizowali to, co jest zapisane w przepisach prawa. Bo ustawa o handlu w niedzielę, jest ustawą szczelną - zapewniła szefowa resortu.
I przypomniała, że Państwowa Inspekcja Pracy nadal będzie kontrolowała, czy w niedzielę nie działa żaden sklep.
News4Media