W 2023 r. na świat w Polsce przyszło około 272 tys. dzieci, o ok. 33 tys. mniej niż rok wcześniej. To bardzo niski wynik, a przecież liczba urodzeń spadała od lat. Daleko nam do powojennego baby boom i tego z lat 50 XX wieku. Nie mamy nawet co myśleć o wynikach z lat 80., kiedy co roku na świat przychodziło ok. 644 tys. dzieci.
Mamy bardzo poważny problem demograficzny i nie pomagają w jego rozwiązaniu działania typu Rodzina 800 plus. Te dane pokazują, że dodatkowe pieniądze raczej nie skłoniły Polaków do zakładania rodzin, a kobiety do rodzenia dzieci.
Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia
Chociaż politycy PiS sytuację rozumieją trochę inaczej. Barbara Socha jeszcze w listopadzie 2023 była w rządzie PiS ministrem rodziny, pracy i polityki społecznej. Już wtedy było wiadomo, że urodzi się nam mało dzieci.
Socha mówiła wówczas: - Liczba urodzeń zależy od liczby potencjalnych rodziców. Jeżeli spojrzymy na dane w Polsce dotyczące liczby kobiet to widzimy, że zakończyło się rodzenie dzieci przez roczniki wyżu lat 80. Program 500 plus wchodził w momencie, kiedy te najliczniejsze roczniki kończyły swój wiek rozrodczy. I stąd, co było zresztą przewidywane przez demografów, wprowadzenie tego programu spowodowało na początku wzrost liczby urodzeń, mimo że spadała liczba kobiet.
I przekonywała, że jednak rządowy program zadziałał. Że przyczynił się do pewnej liczby urodzeń.
Za mało kobiet w wieku prokreacyjnym
Dr hab. Krzysztof Tymicki z Instytutu Statystyki i Demografii Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie ocenia, że sytuacja demograficzna jest bardziej skomplikowana niż to może się wydawać.
– Złożyło się na to kilka rzeczy. Po pierwsze: długofalowe przemiany struktury wieku ludności. W Polsce wychodzą z okresu reprodukcyjnego bardzo liczne roczniki urodzone od połowy lat 70 do połowy lat 80. Ci ludzie albo już nie mają dzieci z przyczyn biologicznych, albo już po prostu mają docelową liczbę dzieci. Natomiast weszły w okres prokreacyjny stosunkowo nieliczne roczniki urodzone po 1989 roku – mówi Interii.
I dodaje, że w dużej mierze problem wynika, z tego, że kobiet w wieku prokreacyjnym jest coraz mniej.
Zaostrzanie ustawy aborcyjnej zrobiło swoje
To nie wszystko. Na liście „grzechów” jest jeszcze zaostrzenie prawa aborcyjnego. Może się wydawać, że jeżeli nie można usunąć ciąży, to dzieci powinno się rodzić więcej. Ale ostra debata na ten temat pokazała, że Polki obawiają się zachodzić w ciążę.
– Zaostrzanie ustawy aborcyjnej na pewno nie stwarza takiego pozytywnego klimatu wokół macierzyństwa i w ogóle poczucia bezpieczeństwa. Raczej kobiety martwiły się, co by było, gdyby trafiły do szpitala na przykład w sytuacji zagrożenia życia płodu, gdyby się okazało, że płód ma wady. To oznacza duży stres – diagnozuje ekspert.
Bardzo duży zastrzyk gotówki
Pytania o to, czemu Polki zwlekają z założeniem rodziny, padały w sondażach wielokrotnie. I za każdym razem kobiety podawały te same powody. Oczekują stabilnej pracy, pewnej przyszłości, jasnych perspektyw mieszkaniowych. 800 zł co miesiąc nie jest wystarczającą zachętą.
Maciej Samcik, dziennikarz ekonomiczny i bloger, diagnozuje, że dotychczasowe programy rządowe związane z rodzinami, dzietnością i pieniędzmi nie przyniosły oczekiwanego skutku.
„Jeśli rodzic już otrzymuje po 800 zł na dwójkę dzieci i jednocześnie zawnioskuje o kapitał opiekuńczy, żłobkowe i babciowe, to w ciągu roku otrzyma 54 000 zł. Taka kumulacja zdarzy się tylko w jednym roku, ale to bardzo duży zastrzyk gotówki” – podkreśla publicysta.
I dodaje: „Oprócz tego mamy już od dawna ulgi podatkowe dla rodziców (ponad 1000 zł na dziecko), becikowe dla mniej zamożnych osób czy Kartę Dużej Rodziny gwarantującą wiele zniżek przy minimum trójce dzieci” – wylicza.
A jeśli to wszystko nie zadziała, to co?
Powiększająca się rodzina – zauważa Samcik – to również wydatki: na większy samochód, na nowe mieszkanie, na rodzinne rozrywki. Do tego dochodzą uwarunkowania kulturowe, które w dużej mierze (często) to kobiety obarczają zajmowaniem się dziećmi.
„Jednak pomimo zmian kulturowych i wielu czynników zawodowych nadal często słyszymy, że przeszkodą, która stoi na drodze do powiększania rodziny, są finanse. Nawet w określeniu DINK mamy w nazwie czynnik finansowy – dual income, czyli dwie wypłaty, które dwójce ludzi pozwalają na fajne życie. A dzieląc te wpływy na 3, 4 czy 5 osób nie jest już tak kolorowo” – diagnozuje Samcik.
I pyta: „Pytanie: co, jeśli tak się nie stanie? Czy jeśli wszystkie razem wprowadzone programy, które mają wspierać rodzicielstwo, nie zadziałają, to będziemy wprowadzać nowe? Gdzie leży finansowa i mentalna granica wsparcia rodziców i na ile państwo powinno dorzucać się do rodzicielstwa? I czy akurat takie wsparcie, jakie mamy w kraju, jest najbardziej efektywne?”.