Dziemianowicz-Bąk w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” ujawniła, że trwają prace nad propozycją chorobowego płatnego w 90 (pierwszy wariant) albo 100 proc. (drugi wariant). Konieczne jest jednak wzięcie pod uwagę ryzyka nadużywania zwolnień lekarskich.
Chorzy przychodzą do pracy
Szefowa MRPiPS była pytana o możliwość przeniesienia na ZUS pełnego finansowania chorobowego od pierwszego dnia nieobecności pracownika.
Dziemianowicz-Bąk wyjaśniła, że obecnie zarówno pracodawca, jak i pracownik, są karani za chorobę. Pracownik otrzymuje niższe wynagrodzenie, a pracodawca nie dość, że musi pokryć koszty wynagrodzenia nieobecnego pracownika, to jeszcze poszukać za niego zastępstwa.
Efekt? Żeby nie stracić pieniędzy i nie narazić się szefowi, pracownicy często przychodzą do pracy chorzy.
Albo 90, albo 100 procent
Składkę na ubezpieczenie chorobowe finansuje w całości z własnych środków ubezpieczony.
Dziś pracownik zachowuje prawo do 100 proc. wynagrodzenia w przypadku L4 z racji:
- wypadku w drodze do pracy lub z pracy,
- choroby przypadającej w czasie ciąży,
- poddania się niezbędnym badaniom lekarskim przewidzianym dla kandydatów na dawców komórek, tkanek i narządów oraz poddania się zabiegowi pobrania komórek, tkanek i narządów.
W pozostałych przypadkach dostaje 80 proc. pensji. Teraz resort chce poszerzyć grono uprawnionych i rozważa różne warianty takiego rozwiązania.
– Dla pracowników trudne byłoby zaakceptowanie sytuacji, w której państwo przejmuje ciężar z przedsiębiorcy, a oni z tego nic nie mają. Dlatego rozważana jest propozycja, by czas na chorobowym był płatny w 90 albo 100 proc. – wyjaśniła Dziemianowicz-Bąk.
Będą konsultacje
Analizy skutków finansowych proponowanego rozwiązania są w toku, a prace nad przepisami, które miałyby zostać włączone do obowiązującego porządku prawnego, trwają.
Jak zapewnił resort, wszystkie zmiany będą szeroko konsultowane i przyjmowane w sposób, który pozwoli przygotować się do nich i pracodawcom, i pracownikom.