Oplem mokka jechali dwaj 41-letni mieszkańcy Odrzykonia. Kierowali się w stronę Jasła (prawdopodobnie do pracy). Tuż przed godziną 14 wjechali na niestrzeżony przejazd pomiędzy Bajdami a Chrząstówką. W tym samym momencie, z lewej strony, nadjechał pociąg PKP Intercity relacji Zagórz-Lublin. Doszło do zderzenia.
Dlaczego doszło do dramatu? Tego nie wiadomo.
Przejazd kolejowy nie jest strzeżony, nie ma na nim sygnalizacji świetlnej i dźwiękowej. Jest oznaczony dodatkowymi znakami kolejowymi - G1 i krzyżem św. Andrzeja. Dodatkowo przed ustawione są znaki "Stop".
Jak ocenili pracujący na miejscu zdarzenia policjanci – ukształtowanie terenu pozwala dostrzec nadjeżdżający pociąg z dużej odległości, nawet około kilometra.
Jak wstępnie ustalono maszynista nadał sygnał dźwiękowy zbliżając się do przejazdu kolejowego. - Gdy był już blisko niego, zauważył nadjeżdżający z prawej strony samochód osobowy - relacjonuje Iwona Czerwonka-Rogoś, prokurator rejonowy w Krośnie. - Wtedy maszynista zaczął nadawać ciągły sygnał dźwiękowy, a chwilę później rozpoczął hamowanie.
Niestety zatrzymanie ponad 170-tonowego składu (lokomotywa i dwa wagony), który poruszał się z prędkością 98 kilometrów na godzinę, nie było możliwe. Lokomotywa uderzyła w środek samochodu.
Siła uderzenia była tak duża, że samochód został odrzucony na około 50 metrów. Fotel, wraz z kierowcą, został wyrwany z pojazdu i przeciągnięty przez lokomotywę około 400 metrów. Pasażer osobówki pozostał zakleszczony w samochodzie. Obaj mężczyźni nie mieli szans na przeżycie.
Pociągiem podróżowało 10 osób. - Usłyszeli tylko trzask i zauważyli odrzucony samochód - informuje Iwona Czerwonka-Rogoś.
W piątek (4 września) krośnieńska prokuratura wszczęła śledztwo. - Zanim podejmiemy dalsze działania czekamy m.in. na wyniki sekcji zwłok a także zapisy z rejestratora parametrów jazdy oraz kamery rejestrującej trasę jazdy przed lokomotywą - dodaje prokurator rejonowy.
tom
zdjęcia: Tomasz Jefimow