Dzisiejsze (29 września) akcje organizacji ekologicznych w miastach, gdzie siedziby mają Regionalne Dyrekcje Lasów Państwowych zorganizowane były pod wspólnym hasłem "Nie oddamy Bieszczad piłom!". Celem było złożenie listów, w których ekolodzy przedstawiają swoje najważniejsze postulaty.
Przed siedzibę RDLP w Krośnie przyjechało około 20 osób – aktywiści Inicjatywy Dzikie Karpaty i przedstawiciele innych organizacji ekologicznych. Mieli ze sobą transparenty.
- Nie nazwałbym naszej akcji w Krośnie akcji protestem - mówi Antoni Kostka z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze, jednej z wielu organizacji popierających Inicjatywę Dzikie Karpaty. - Jesteśmy tu po to, żeby złożyć pismo przypominające o naszych postulatach.
W liście skierowanym do Grażyny Zagrobelnej, dyrektor RDLP w Krośnie fundacja postuluje o wprowadzenie moratorium na prowadzenie aktywnej gospodarki leśnej na terenie proponowanych rezerwatów na terenie otuliny Bieszczadzkiego Parku Narodowego oraz projektowanego Turnickiego Parku Narodowego.
Wnioskuje też o wspólne (z przedstawicielami organizacji pozarządowych, świata nauki, władz samorządowych i państwowych) zainicjowanie procesu planowania i wdrażania nowego modelu zarządzania lasami Puszczy Karpackiej, który łączyć będzie pełnienie funkcji produkcyjnej z potrzebami ochrony przyrody i innych pozaprodukcyjnych funkcji lasu.
Antoni Kostka zwraca uwagę, że rozwiązaniem konfliktu aktywistów z RDLP może utworzenie Turnickiego Parku Narodowego. - Ale zdajemy sobie sprawę z tego, że w obecnych uwarunkowaniach legislacyjnych jest to niemożliwe - mówi. I przypomina, że Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze złożyła wniosek o utworzenie m.in. rezerwatu "Reliktowa Puszcza Karpacka". - To nie wymaga zmian w prawie, wystarczy decyzja Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska, która może być podjęta w ciągu jednego dnia. Niestety ostatnie słowo należy do władz RDLP.
Protesty odbywały się w innych miastach w Polsce. - To nawiązanie do słów rzecznika RDLP w Krośnie, który stwierdził w jednym z wywiadów, że cały ten ruch to 30 osób - tłumaczy Antoni Kostka. - Chcieliśmy pokazać, że przynajmniej tysiąc osób w Polsce popiera nasze postulaty.
O ile akcje w innych miastach Polski zostały zgłoszone, to akcja w Krośnie nie. Dlatego policjanci wylegitymowali obecnych i poprosili ich o rozejście się.
tekst i zdjęcia: Tomasz Jefimow